„Astronomia języka” i elektryk w elektryku
Wszyscy znamy setki wyrazów, które brzmią tak samo (i często są tak samo zapisywane), ale znaczą coś zupełnie innego. Już dzieci się głowią, jak to możliwe, że zamek w drzwiach i zamek, w którym jest uwięziona księżniczka, to zupełnie różne rzeczy, choć nazywają się identycznie. Na jednym balu można usiąść, na innym – wytańcować się. Ranne pantofle niekoniecznie muszą krwawić, gdy się je rano wkłada. Noga, która pozwala iść, noga stołu i noga jako niezbyt pochlebne określenie człowieka także mają różne odniesienie, choć łączy je nazwa. Jak nazywać takie wyrazy? To homonimy i polisemy.
Zjawisko stare jak świat, a wciąż żywe. Ciągle pojawiają się nowe przykłady. Na przykład w zdaniu: elektryk w elektryku pod elektrykiem pali elektryka tylko jeden elektryk nazywa osobę, a trzy pozostałe to określenia: samochodu, szkoły, papierosa. Podobnie: berlinka z berlinką w berlince (mieszkanka Berlina z parówką w staromodnym pojeździe), marynarka (kobieta) w marynarce (ubraniu) służąca w marynarce (na statkach), reżyserka (kobieta reżyser) zajmująca się reżyserką (reżyserowaniem) i siedząca w reżyserce (w pomieszczeniu ze specjalistycznym sprzętem). Być może Anglik (człowiek) w angliku (samochodzie z kierownicą po prawej stronie) wystawia prawy łokieć, by się chłodzić, kto wie... A co robi botanik (człowiek) z botanikiem (kosmetykiem roślinnym) na twarzy? I co można sądzić o plastiku (hmm... nietuzinkowo wyglądającej kobiecie), który z plastikiem (kartą płatniczą) z plastiku (tworzywa sztucznego) w ręku stoi przy kasie? No i jak rozmawiać, by się zrozumieć?
Czasami pomaga gramatyka (na przykład formy elektrycy – elektryki, botanicy – botaniki pozwalają się zorientować, czy chodzi o człowieka, czy o rzecz), ale zwykle decydujący jest kontekst. Choć i on potrafi zawieść...
A audycji można posłuchać tutaj.
Agata Hącia