Cóż tam, panie, w polityce? O polityce w najnowszym słownictwie…
Wydawałoby się, że wszyscy jesteśmy zanurzeni w polityce, przed którą we współczesnym świecie nie da się uciec. A w polityce zawsze coś się dzieje... Wydarzenia te mają zwykle niemały wpływ na nasze codzienne życie. Wokół pojawiają się coraz to nowe wyrazy, czy nawet związki frazeologiczne, które odnoszą się do rozmaitych wydarzeń, a także zachowań polityków. Kilka przykładów z ostatnich miesięcy: witkowanie (w związku z karierą słowa reasumpcja, które też można by uznać za neologizm o nowym zasięgu), lex Kaczyński, lex Czarnek, lex TVN (i inne leksy), ustawa anty-COVID, push backi (puszbeki), płot Błaszczaka, podatek Tuska (tuskowe), a ze słów nieco starszych także: wybory kopertowe, czyli sasinalia, gowinizm czy hofmaniarstwo, być może także miękiszon.
Wydawałoby się zatem, że użytkownicy polszczyzny wiele takich nowych (nawet jeśli tymczasowych, efemerycznych) słów znają, zauważają (skoro tak łatwo je tworzą), a więc chętnie będą je zgłaszali do słownika obserwatorium. Rzeczywistość okazuje się jednak inna. W obydwu witrynach Obserwatorium Językowego UW (tutaj i na starej stronie) znajdziemy tylko około 150 wyrazów i związków powiązanych z polityką (na prawie 5 tysięcy odnotowanych!). Dlaczego? Wydaje się, że wielu naszych zgłaszających to ludzie młodzi, którzy być może aż tak bardzo nie fascynują się polityką. Wyobrażam sobie również, że osoby interesujące się nowym słownictwem wolą unikać takich słów, ponieważ bardzo często są one nieprzezroczyste, kontrowersyjne, a nawet obraźliwe…
Część z nich dotyczy wydarzeń politycznych: rzeczywistych (por. afera madrycka, brexit, częściej pisany jako Brexit), potencjalnych (Polexit, Italexit, Frexit – chyba bardziej poprawne byłyby tu małe litery, chociaż częściej stosowane są duże), a nawet takich, o których już wiemy, że nie miały miejsca (wybory kopertowe właśnie).
Często dzieje się tak, że w związku z podobnymi wydarzeniami politycznymi powstają wyrazy zbudowane analogicznie. Tak było z nazwami pojazdów, którymi poruszali się politycy lub sztaby wyborcze podczas kolejnych wyborów: tuskobus, bronkobus, jarkobus, dudabus, trzaskobus. Innym razem z określonym wydarzeniem wiąże się grupa nowych wyrazów, podobnych pod względem formy i/lub znaczenia, por. wydarzenia madryckie, afera madrycka, trio madryckie, madrycki tercet, a także: hofmanić i zahofmanić, hofmanienie, hofmaniarstwo, hofmaniarz.
Największa grupa nowych wyrazów odnotowanych w słowniku dotyczy poglądów politycznych i ich „nosicieli”. Antykaczystom (pożądającym depisyzacji) przeciwstawiają się kaczyści i kaczystki, których sprzymierzeńcami byli niegdyś gowiniści (zwani także gowinowcami) oraz gowinistki, a teraz już nie do końca im sprzyjają (co można chyba też powiedzieć o ziobrystach)… Kontrowersyjny Janusz Korwin-Mikke, który nie podoba się nie tylko libkom czy ludziom o lewilnych poglądach, ma sporą grupę przeciwników – antykorwnistów, o jego zwolennikach mówiących bezlitośnie per kuce (czy może nawet grzeczniej – kucowie) i kucówy.
Wśród tych słów stosunkowo niewiele jest wyrazów przede wszystkim opisujących rzeczywistość (np. platformers, może także pisowiec czy kaczysta, choć tego już pewien nie jestem). Część z nich zawiera eksplicytną ocenę negatywną czy wręcz ma charakter obraźliwy (por. PiS-uar, w mniejszym stopniu także PiS-ówa, może i platfus, nawet… obywatelski). Część jednak niby pozornie tylko wskazuje czy określa, ale w rzeczywistości zawiera (może nawet dominujący) element oceny. Jeśli ktoś wyprawę Adama Hofmana i kolegów (miała ona miejsce już ładnych kilka lat temu, bo w 2014 roku...) określa mianem afery madryckiej, a ich bohaterów madryckiego trio, pozornie nazywa to, co się wówczas stało (rzeczywiście była to afera, a polityków było trzech), ale skoro decyduje się na użycie tego określenia, od razu wiemy, że raczej jest przeciwnikiem partii Prawo i Sprawiedliwość niż jej zwolennikiem, czy choćby tylko obiektywnym obserwatorem sceny politycznej. A zatem te wyrazy charakteryzują także osobę mówiącą, jej przekonania, a często również tekst, w którym się pojawiły. Dlatego nazywamy je nacechowanymi dyskursywnie. (Żaden uczciwy lewicowiec nie powie przecież, że ma lewilne poglądy, a libek libkiem nazwie się chyba tylko żartobliwie czy ironicznie)…
Jarosław Łachnik