Aż po grób
Jak podaje polska policja, tegoroczny ogólnopolski listopadowy rajd samochodowy, znany również jako akcja Znicz, wygrał Tomasz Nowicki z Oławy, choć walka była wyrównana i trzymała w napięciu do ostatniej minuty.
Czarnymi końmi wyścigu miały być instagramerki i vintedzianki, które już o świcie miały wyruszyć na grobing, by zaprezentować swoje jesienne stylizacje. Bukmacherzy duże nadzieje wiązali także z reprezentacją płaskoziemców, podkreślając ich przewagę na długich dystansach, zdobytą dzięki wyprawom na skraj świata. Olimpijski znicz zwycięstwa dzierży dzisiaj jednak pan Tomasz, twierdząc skromnie, że miał po prostu dużo szczęścia.
„To było tak. Jechaliśmy z rodziną na cmentarz. Wiadomo, ruch wielki, czasu mało, a tu nagle zator na drodze. Podjeżdżamy bliżej, patrzymy, a tam dziadersi zatrzymali auta i spierają się z korwiniarzami, kto jest większą ofiarą cancel culture, bo ich dad jokes uznano za bezbek. No to szwagierka, feminazistka, jak nie zacznie ich straszyć wirusem dżender! Panie, chłopy powsiadały w auta i wiały, aż miło było patrzeć.
Jak covidianie usłyszeli »wirus«, to prysnęli z drogi, a zaraz za nimi antyszczepy z antymaseczkowcami i coooś tam do nich krzyczą przez okna, że mają włączyć myślenie, wyłączyć telewizor i psyt! Wszyscy rozpłynęli się jak we mgle covidowej. Tyleśmy ich widzieli.
No to dodaliśmy gazu, aż żeśmy dogonili libki z Lemingradu z suviarzami na czele. A tu nagle alarm, żeby utworzyć korytarz życia, bo zbliżają się zygotarianie. Potem to się w ogóle okazało, że jechali na ten cmentarz zbierać podpisy »za życiem«. Se miejsce wybrali. To się żona wkurzyła i mówi, żeby już lepiej ten samochód zostawić i iść dalej pieszo.
To zostawiliśmy i lecimy z duszą na ramieniu, bo do dwunastej już tylko parę minut. Przed nami młode kuce, szybcy chłopcy, trzeba im przyznać, jakby wszyscy mieli dzień konia! Ale zobaczyli tę moją szwagierkę i chyba nie muszę mówić. Zwiali do domu.
No to biegniemy dalej, a przed nami konfiarze. Nie wiem, czy tej mojej szwagierki nie zauważyli, czy ich kuce nie ostrzegły, ale pędzą chłopaki, odstawili nas na parę metrów, aż tu się jeden potknął o onucę i poszło! Domino! Tośmy to towarzystwo ominęli i patrzymy, że przed nami ci od plandemii, musieli znać jakiś skrót, ale ostatecznie nie biegli, tylko szurali, to i tych żeśmy przegonili. I bang! Pierwsi pod krzyżem”! – relacjonował rozemocjonowany pan Tomasz, odbierając nagrodę.
Według policyjnych statystyk ruch na drogach był nieco większy niż w ubiegłym roku. Jak co roku z udziału w wyścigu w ostatniej chwili zrezygnowali projektariusze, tłumacząc, że wyjątkowo muszą dokończyć projekt na asapie, ale za rok to już na pewno im się uda. Solidarni z nimi młodzi pracownicy naukowi ogarnięci grantozą również pozostali w domach. „Groby za rok będą stały, gdzie stoją, a pieniądze i punkty same się nie zdobędą” – mówili.
Prawdziwymi zwycięzcami wyścigu czują się jednak smogosceptycy, którzy w oparach spalin i świetle tlących się zniczy wreszcie mogą odetchnąć pełną piersią i zdystansować się od ekopoetyki zagrażającej wolności polskich rodzin do palenia w piecu kaloszem. W końcu tradycja to rzecz święta.
Kaja Kiełpińska