Smartfonistka – prześliczna?… A smartfonista jaki?
To byłby dobry rym: smartfonistka – jak wiolonczelistka. Albo szansonistka. Czy też taka zwiewna i eteryczna jak one? Chyba jednak nie do końca. Myśląc o wiolonczelistce (koniecznie prześlicznej!), bezwiednie się uśmiechamy. Szansonistka wprawia nas w błogi nastrój. A co robi smartfonistka? Zwykle nas irytuje.
Nic, tylko siedzi w telefonie, pardon, w smartfonie, siedzi, stuka i stuka, czyta i czyta, świata nie widzi. Zapewne dlatego, z nosem w aparacie, łatwo wpada pod samochód. Można powiedzieć: ma do tego talent.
Choć, Bogiem a prawdą, smartfonistka nie tylko ma wyłączone zmysły, gdy się zatopi w wirtualnym świecie, ale też umie wydobywać z niego to, co jej odpowiada (na przykład wzór idealnego mężczyzny) i czynić z tych treści miarę o oceny rzeczywistości. Ech, biedni panowie, bo sprostać smartfonowym normom raczej nie zdołają…
A kim jest smartfonista? Czy to lustrzane odbicie smartfonistki? Nic podobnego! To zresztą bardzo ciekawe, jak różne treści niosą wyrazy tak blisko ze sobą związane słowotwórczo.
W formę smartfonista wkładamy – my, mówiący polszczyzną – takie oto znaczenie. Oto ktoś (nazywamy go smartfonistą właściwie żartobliwie, podczas gdy smartfonistka to nazwa ironiczna), kto się nie rozstaje ze smartfonem z bardzo ważnych powodów: czerpie z niego wiedzę o świecie, o ludziach, robi za jego pomocą zakupy, pstryka zdjęcia i kręci filmy, nawiązuje i utrzymuje kontakty z ludźmi – jednym słowem: żyje. I to jak! Możemy się trochę niepokoić, że tak dużo czasu w tym w smartfonie, ale w gruncie rzeczy… czy to coś złego?
I teraz – zupełnie serio – warto pomyśleć: czy ten obraz smartfonisty i smartfonistki jest przejawem asymetrii rodzajowo-płciowej polszczyzny? Czy może jednak nie?
Agata Hącia