Gdy koń odpoczywa…
Zwierzęta są częstym źródłem frazeologii, bo ich świat jest nam bliski. Jednym z najbardziej „ujęzykowionych” czworonogów jest koń. Jego obraz w polszczyźnie jest dość jednolity — koń jest postrzegany (nie bez przyczyny) jako zwierzę duże (koń ma duży łeb, niech się martwi, ktoś mógłby zjeść konia z kopytami) i kojarzy się ze zdrowiem, wytrzymałością, siłą (końskie zdrowie, końska dawka, koń mechaniczny). Przede wszystkim jednak polszczyzna utrwaliła jego służebną wobec człowieka funkcję — jako „pomocnika” w pracy na roli (harować jak koń), zwierzęcia pociągowego (Baba z wozu, koniom lżej) oraz środka lokomocji (I w sto koni nie dogoni, Jak spaść, to z wysokiego konia, Łaska pańska na pstrym koniu jedzie, Święty Marcin na białym koniu jedzie). Bogactwo frazeologii związanej z koniem świadczy o tym, że zwierzę to odgrywało ważną rolę w życiu Polaków. Nawet obecnie, gdy do pracy w polu używamy maszyn, a przemieszczamy się samochodami i pociągami, powstają nowe wyrażenia i zwroty przywołujące bliskość relacji człowieka i konia. Jednym z nich (pamiętającym podobno jeszcze czasy kawalerii, lecz w języku potocznym funkcjonującym od dość niedawna) jest dzień konia.
Wyrażenie to jest ciekawym przykładem przyjęcia przez człowieka perspektywy zwierzęcia – dniem konia sportowcy nazywają dobrą formę prezentowaną w czasie jakichś rozgrywek, która przyczyniła się do wygranej. Wbrew temu, co można by sądzić, frazeologizm ten nie powstał z obserwacji zwierzęcia w czasie zawodów jeździeckich (inaczej mówiąc – nie porównujemy świetnej formy zawodnika do kondycji konia) – dniem konia pracownicy stajni nazywają dzień, w którym konie odpoczywają, a ludzie wykonują wokół nich prace pielęgnacyjne (czego poświadczenie można znaleźć np. w tej relacji). Dzień konia to więc dla konia dobry dzień – i właśnie element znaczeniowy związany z czymś korzystnym stał się podstawą przeniesienia wyrażenia na sytuację związaną ze sportowcem.
Katarzyna Kłosińska