Wróbel w garści czy gołąb na dachu? O ptasiarzu i ptasiarstwie
Chyba już od dawna lubiliśmy przyglądać się ptakom – skoro nawet we frazeologii utrwaliły się efekty tych obserwacji. Dobrze wiemy, że lepiej nie chwytać dwóch (ani tym bardziej kilku) srok za ogon, a także co robić, gdy się wejdzie między wrony. Uważamy, że wróbel w garści jest lepszy nie tylko niż gołąb na dachu, lecz nawet niż cietrzew na sęku. I rozumiemy, że każda pliszka swój ogonek chwali – choć to już może przykład taki sobie, bo jednak przed pliszką mieliśmy w tym przysłowiu podobną brzmieniowo liszkę (czyli dzisiejszą lisicę). Tak czy owak, chętnych do obserwowania ptaków nie ubywa, lecz wprost przeciwnie: jest ich coraz więcej, o czym świadczy upowszechnianie się w Polsce hobby o wdzięcznej nazwie ptasiarstwo albo (mniej wdzięcznej, zapożyczonej z angielskiego) birdwatching. Amatorzy ptasiarstwa (określanego także czasem – ale dużo rzadziej – jako ptaszenie) uwielbiają podglądać ptaki w ich naturalnym środowisku, oczywiście wyposażeni zazwyczaj w lornetkę lub lunetę i aparat fotograficzny.
Łatwo się domyślić, że bycie ptasiarzem bądź ptasiarką (albo – jak kto woli – birdwatcherem i birdwatcherką) nie jest łatwe i wymaga poświęceń: wstawania o świcie, wielogodzinnego wyczekiwania na ptasie rarytasy, często mimo deszczu czy mrozu. Dla prawdziwych ptakolubów i ptakolubek nie ma jednak przecież rzeczy niemożliwych. Jak widać, różnie się też określa kogoś, kto upodobał sobie ptasiarskie (czyli birdwatchingowe) hobby. Zdaje się jednak, że miłośnicy ptasiarstwa coraz chętniej zamiast anglojęzycznego określenia birdwatcher ‘obserwator ptaków’ wybierają właśnie swojskiego ptasiarza. Zresztą nawet ów zapożyczony birdwatcher to określenie wcale nie oczywiste – poręczniejsza wydawałaby się funkcjonująca w angielszczyźnie (choć potoczna) krótsza forma birder. Pojawia się ona na przykład w tytule filmu dokumentalnego Ptasiarze – w oryginale to właśnie Birders.
Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież mamy już od dawna ornitologa, więc po co nam te neologizmy? A jednak są potrzebne, bo ptasiarze – w odróżnieniu od ornitologów – nie muszą mieć specjalistycznej wiedzy, mogą podpatrywać ptaki tak po prostu, dla czystej przyjemności. Otóż to: podobno obserwowanie ptaków uspokaja i relaksuje, co niektórzy (np. autorzy książki Ornitologia terapeutyczna) nazywają… ptakoterapią. Może warto spróbować?
Barbara Pędzich