W krainie -oz
Co za dużo, to niezdrowo – mówią ci, którzy cenią umiar i nie cierpią przesady. Cieszy nas równowaga i najlepiej, żeby nic jej nie zaburzało. A jeśli już tak się zdarzy, reagujemy na to niechęcią i złością, krytycznie odnosimy się do rzeczy czy zjawisk występujących w nadmiarze, powodujących, że czujemy niesmak, znużenie lub przesyt. I nie omieszkamy tych uczuć wyrażać, nazywając rzeczy po imieniu – na przykład tworząc nowe słowa z cząstką -oza, jak betonoza, tujoza czy sprawdzianoza, przypominające trochę określenia jakichś dziwnych schorzeń. Rzeczywiście zakończenie -oza przywodzi na myśl nazwy różnych zaburzeń czy chorób, takie jak borelioza, dermatoza, neuroza, skleroza czy awitaminoza. W najnowszych -ozach to skojarzenie jest wyraźnie wyczuwalne.
Wyjątkowo dużo (może i najwięcej) spośród tych słów dotyczy różnych „chorób” dotykających przestrzeni miejskiej. Skarżymy się nadmiar asfaltu i betonu w miastach (czyli na betonozę i asfaltozę), nie możemy ścierpieć placów i podwórek wyłożonych obficie kostką brukową (skąd ta moda na kostkozę?), z równowagi wytrącają nas też bilboardoza, pomnikoza i paczkomatoza. Wiele osób irytują wszechobecne tuje (tujoza), a także różnokolorowe lub wzorzyste bloki i kamienice (pasteloza nie każdemu się podoba). Zresztą w budownictwie denerwuje nas wiele rzeczy – pisaliśmy o tym tutaj. Szczególnie dostaje się zaś deweloperom, wznoszącym osiedla wszędzie, gdzie się da (a nawet tam, gdzie się nie da), przez co szerzy się deweloperoza.
Ale nie tylko miejskie -ozy działają nam na nerwy. Niektórzy zwracają uwagę na różne przypadłości dręczące świat nauki (po co komu ta punktoza, impaktoza, grantoza i cytoza?) albo na to, że dzieci w szkole – zamiast zdobywać pożyteczną wiedzę – muszą się stresować z powodu sprawdzianozy, testozy, kartkówkozy i ocenozy.
Jest jeszcze cała grupa -oz okołopandemicznych. Osoby, które uważają, że pandemia to wymysł polityków bądź koncernów farmeceutycznych (słowem – jeden wielki spisek) alarmują, żeby się nie poddawać maseczkozie i szczepionkozie ani w ogóle całej tej pandemiozie, zwanej też covidozą. Zaznaczmy przy tym, że słowo covidoza ma różne znaczenia. Może się odnosić do pandemii i związanych z nią obostrzeń, do lęku przed pandemią, a wreszcie – do samej choroby COVID-19.
Są też -ozy, o których mówi się nie całkiem serio, jak mamoza (odczuwana przez dziecko potrzeba ciągłego bycia z mamą) czy peseloza. Pierwsza dotyka najmłodszych, druga – tych nieco starszych. Na peselozę cierpią ci, którzy sądzą, że nie wypada im robić pewnych rzeczy, gdyż są już na nie za starzy. Albo zwyczajnie nie chce im się próbować niczego nowego, tak ich blokuje ten nieszczęsny PESEL. My jednak róbmy swoje i nie ulegajmy żadnym -ozom, a już na pewno nie peselozie.
Barbara Pędzich