Sztuczna inteligencja

Naprawdę nie wiem, co mnie tak striggerowało, panie władzo. Mój terapeuta pewnie by powiedział, że to typowa reakcja na przebodźcowanie. Wszystko zaczęło się od radia. Włączam do śniadanka moją ulubioną stację, jajeczko, przelew, najmilsza chwila poranka, te sprawy, a tu nagle w głośniku słyszę jakiegoś bota. Okazało się, że zarząd radia postanowił przyciąć na pensjach redaktorskich i wymienił ludzi na boty. No normalnie jakby mi ChatGPT wiadomości czytał. Gdybym chciał posłuchać jakiegoś robota, tobym se łeb do termomiksa wsadził, a nie radio włączał.
Potem znowu, na stacji, czekam na pociąg, żeby dojechać do roboty, a tam jakiś metaliczny głos sylabizuje i koszmarnie stawia akcenty. So-cha-CZEW! No przecież nikt tak nie mówi, chyba że gwiazdy k-popu. To już młodzi raperzy ładniej akcentują. W pociągu, jak to w pociągu, albo Sybir, albo zgrzewa. No to idę do konduktora poprosić, żeby włączył klimatyzację, bo jedna starsza pani ledwo łapie oddech. Ale okazuje się, że to był przejazd bezzałogowy, a automatyczny konduktor zakwalifikował moje zgłoszenie jako nękanie i ageizm, bo powiedziałem „starsza pani”. Do mnie, do silversa taka gadka!
Wchodząc do pracy, już byłem nieźle nabuzowany, a tam jeszcze na miejscu żywej duszy, no może poza recepcją, gdzie siedzą zblazowani stażyści ze zdiagnozowaną nomofobią. Kontakt wzrokowy? Zapomnij. A tak to cały dzień calle, cyfroza, mailoza, chu… No już pan sam wie. Koleżanka przy biurku obok, co tak jak ja nie lubi zdalki, podpowiedziała, żebym się na te nerwy napił melisy, więc w przerwie na lunch wyskoczyłem do apteki, a tam… zamknięte! Zlikwidowali aptekę. Zamiast niej stoi aptekomat. Płatność oczywiście tylko bezgotówkowa, można bliknąć telefonem, ale uwaga – mój telefon, który proszę pana ma rok, niecały nawet, jest za stary na ich system, jakby to był seniorfon, rozumie pan?! Ale zmyślny lekomat na otarcie łez proponuje mi, uwaga, uwaga: promo na nervosol! Tego już było za wiele. No wkurzyłem się i co tu dużo mówić, walnąłem pięścią w to dziadostwo i ja naprawdę nie wiem, z czego robią te automaty, no bo trochę go uszkodziłem. Znacząco nawet uszkodziłem, ma pan rację.
Ale to, co zdarzyło się potem, to już był szczyt wszystkiego. Okazuje się, że sieć aptekomatów nie ma swojej ochrony, tylko outsource’ują tę usługę jakiejś hinduskiej firmie, która stosuje cybernękanie. Więc tam, przy tym automacie, zacząłem dostawać wiadomości i robocalle, że jak jeszcze raz „dotkne choćby klawisza, to mnie znajda i dojada”. Już bym wolał w ryja od ochroniarza z krwi i kości dostać. Ale teraz nie, kozak w necie, pizda w świecie, za przeproszeniem, nikt sobie nawet rąk nie brudzi.
Tak więc nawet miło, panie władzo, że mnie pan zatrzymał, to przynajmniej sobie pogadać można.
Kaja Kiełpińska