Latający rarytas (i o rarycie słów kilka)
Rarytasem można nazwać właściwie wszystko, co jest naszym zdaniem wyjątkowo interesujące, piękne czy rzadko spotykane. I oczywiście też potrawę, którą szczególnie lubimy. Nam jednak nie chodzi tym razem ani o wymyślne przysmaki, ani o cenne i niezwykłe przedmioty, lecz o rarytasy, które ogląda się raczej z ukrycia i zwykle z daleka: przez lornetkę czy lunetę. W każdym razie tak robią ptasiarze, czyli osoby amatorsko zajmujące się obserwacją ptaków (o ptasiarstwie, czyli birdwatchingu pisaliśmy w tym felietonie).
Rarytas to dla ptasiarzy rzadki lub trudny do sfotografowania gatunek ptaka – nie jakiś tam wróbel czy wrona (nic oczywiście wróblom i wronom nie ujmując). Ale już taki żwirowiec łąkowy, wydrzyk ostrosterny, płatkonóg płaskodzioby czy brodziec żółtonogi – o, tak, takiego rarytasa nie powstydziłby się żaden ptakolub (a już na pewno żaden twitcher). Właśnie: użyjemy tu w dopełniaczu końcówki -a i powiemy rarytasa, a nie rarytasu jak w wypadku dobrze znanego starego rzeczownika, mającego szersze znaczenie. Czyli to jeszcze jeden dowód na to, że mamy do czynienia z osobną jednostką leksykalną. Jeszcze jeden, bo przede wszystkim możemy tu zauważyć wykształcenie się nowego znaczenia – stare słowo rarytas zyskało w leksyce ptasiarskiej węższy sens: oznacza już nie każdą cenną czy rzadką rzecz, lecz odnosi się jedynie do ptasich unikatów. Bardzo możliwe, że stało się tak pod wpływem angielskiego rzeczownika rarity. Nie chodzi przy tym o ogólnoangielskie znaczenie tego słowa (‘rzadkość, coś rzadko spotykanego’), lecz o znaczenie środowiskowe, odnoszące się właśnie do rzadkich gatunków ptaków. Używane przez ptasiarzy określenie rarytas jest więc zapewne kalką znaczeniową z angielszczyzny.
Dodajmy, że miłośnicy ptaków często posługują się też krótszą formą: raryt, por.: gdy oswoimy się już z „pospoliciakami” przyjdzie czas na „raryty”, Nieważne, jak długo się czeka na raryta. Otóż to, bądźmy cierpliwi i miejmy oczy szeroko otwarte, a nuż i nam się trafią prawdziwe raryty – podobno zdarza się je spotkać nawet w miejskiej dżungli, zwłaszcza jeśli kogoś skusi miejski krzakizm, czyli ptasiarstwo dla zapracowanych.
Barbara Pędzich