Narada

„Cisza!!!” – Wykrzyknął rozeźlony lew, który bardziej od tego typu spotkań nienawidził tylko tego, że musiał je prowadzić. Ciążyło mu traktowanie go jak charyzmatycznego lidera, a tytuł króla zwierząt uważał za krępujący relikt feudalizmu. Miał w sobie coś z nerda, samotnika i nie znosił wystąpień publicznych. Najchętniej zaszyłby się w domu i tortował, dyniował, został kogutem domowym, ale w tej roli obsadzono już nikogo innego jak koguta Tadka. W lwie Leonie zwierzęta pragnęły widzieć samca alfa, drapieżnika seksualnego, który jeśli miałby się gdzieś zaszywać, to tylko w męskiej jaskini, by trenować tam manspreading.
Tym razem sprawa była jednak ważna, by nie rzec: bardzo ważna. Ważna na tyle, że postanowił zaangażować się w nią bardziej niż zwykle. Wszystko zaczęło się od tego, że czaple od dłuższego czasu zgłaszały problem braku wody. A brak wody to u nich prosta droga do dietowania, a raczej – głodowania. Larum podniosły też lemury, które poskarżyły się na coraz mniejszą ilość owadów, którymi miały w zwyczaju się żywić. Lew zauważył skwapliwie, że przyczyną takiego stanu rzeczy mogą być zmiany klimatyczne i że należy się temu przyjrzeć.
Hasło to zadziałałoby pewnie jak płachta na byka, gdyby tylko byk był na spotkaniu, a nie leżał bykiem na łące. Rolę adwersarza przejął zatem lis, który bez chwili wahania oskarżył wszystkie przemawiające zwierzęta o ekoterroryzm. W odpowiedzi sowy wyjawiły wynik swojego najnowszego śledztwa, z którego wynikało, że lis zwietrzył okazję i planował zainwestować w kaczkomaty i wypromować wśród głodnej zwierzyny dietę pudełkową. Nietracący animuszu lis kontynuowałby zapewne swoją korpogadkę o wykorzystaniu okazji, którą zsyła los, ale widmo bycia zadziobanym przez nieumiejące w kapitalizm ptactwo stało się co najmniej niepokojące. Do tego jeden lemur napomknął coś o wsadzeniu sobie pudełka w pewną część ciała, na co słoń rezolutnie odparł, że to łatwizna. Wagę samowystarczalności żywieniowej podkreślały też wilki, które na każdym spotkaniu powtarzają jak mantrę historię o ich dalekich kuzynach, które dały się sprzedać za kiełbaskę. „Nie po to nasi przodkowie walczyli o wolność, żeby teraz wrogie siły zrobiły z nas psieci w rurkach”!
Chytry lis nie dał się jednak zbić z pantałyku, tym bardziej, że pantałyk nie jest zwyczajowo ulubionym miejscem wypoczynku lisów, i nawiązał do popularnej ostatnio w lesie teorii spiskowej, według której sowy miały tworzyć agroglify, by przejąć kontrolę nad światem. Na to odpaliły się bobry, krzycząc, że ich bobrzy dziadowie i pradziadowie od wieków wyrębywali lasy i było bobrze, że nie ma ich zgody na ekozamordyzm, i że z tymi wałami przeciwpowodziowymi to w ogóle nieprawda. Wtedy głos zabrał Szczur Szczepan zwany Królem Szurów: „Jako działacz podziemia i ambasador marki zero waste nie wyrażam zgody na to, by ktoś mówił mi, jak żyć. Moje dzieci nie będą chodzić do biedapracy i jeździć na biedawakacje tylko dlatego, że jacyś ekowojownicy tak sobie postanowili”. Owacjom nie było końca. Świnie skandowały coś o wrogiej wegepropagandzie, krowy rozpostarły transparent „SOJOWE = KIJOWE”, a lis zaprosił wszystkich na kolejkę do grillobusa, gdzie serwowano już soczyste steki z lwa.
Kaja Kiełpińska