Wszędzie widać brody! Włochaty drwaloseksualizm zdominował męską modę, tak jak wcześniej robił to gładki metroseksualizm. Kto chce być cool, zapuszcza zarost jak Fidel Castro, a kobiety uważają brodaczy za bogów seksu. (Źródło)
Nie do końca jasne jest pochodzenie zjawiska drwaloseksualizmu. Wprawdzie wyrąb lasów i związany z nim styl życia oraz charakterystyczne atrybuty są znane już od tysięcy lat, a przynajmniej od momentu wynalezienia flanelowej koszuli w kratę, ale pierwsze udokumentowane przypadki zainteresowania znudzonych codzienną rutyną przedstawicieli klasy średniej ideą lumberseksualizmu datują się dopiero na lata 60. i 70. (Źródło)
Ciekaw jestem, którą drogą będzie podążał polski drwaloseksualizm? Amerykańsko-kanadyjską, w stronę zadbanych muskułów i dziko-wypielęgnowanych bród, czy też w kierunku siatkowych podkoszulków i ubrudzonych gumiaków drwala Józefa? (Źródło)
Nie chcę się wpisywać w żadną konkretną subkulturę. Owszem, sam mam brodę, ale nie zawsze ją miałem i nie wiem, czy zawsze będę miał. Nie jest to coś na całe życie. Broda nie jest warunkiem koniecznym, żeby założyć te ubrania. (Śmiech) Faktycznie chodziło mi raczej o podkreślenie męskości, co wcale nie musi mieć związku z „drwaloseksualizmem”. (Źródło)