Deadname to imię, które osoba transpłciowa lub niebinarna otrzymała przy urodzeniu, ale go nie używa i nie chce, by posługiwali się nim także inni. Deadname najczęściej odpowiada płci określonej na podstawie budowy ciała, ale niezgodnej z tożsamością płciową. Słowo używane przez ludzi, którzy interesują się zagadnieniem tożsamości (także płciowej), wartościujące negatywnie.
Na przykład na Uniwersytecie Jagiellońskim czy warszawskim ASP funkcjonują nakładki na dane, dzięki czemu osoby studenckie funkcjonują pod swoim imieniem na zajęciach online, w adresie mailowym i na listach obecności. A na innych uczelniach zmuszone są do posługiwania się deadname’em – dawnym imieniem, które nie odpowiada ich tożsamości. To znacznie ogranicza nasz wybór kierunku studiów i uczelni, na jakiej studiujemy. Jeśli zależy nam na byciu traktowanym z szacunkiem i możliwości używania właściwych danych, nasz wybór znacznie się zawęża. (Źródło)
Dziś zrobiłem coming out mojej mamie jako osoba niebinarna i prosiłem ją aby używała mojego imienia, zamiast deadname oraz zaimków męskich. Ona na to odpowiedziała, że przejdzie mi, bo to tylko faza i że ona również tak miała, ciągle używając w stosunku do mnie zaimków żeńskich oraz deadname. Czułem się przez to bardzo niekomfortowo i dysforycznie, moja rodzicielka również wykazała się mocną hipokryzją, zwłaszcza, że wczoraj gdy rozmawiałem z nią o osobach transpłciowych i ona się mnie zapytała czy ja taką osobą jestem (odpowiedziałem że nie, bo się bałem), dodała do tego, że zaakceptuje wszystko co powiem. (Źródło)
W takim właśnie ujęciu wielu przedstawicieli władzy oraz prawicowi komentatorzy wypowiadali się o Margot, używając jej deadname’u, a nie imienia, którym ona sama się określa. (Źródło)
UJ daje możliwość wyboru między kilkoma platformami do prowadzenia zajęć online i o ile na kilku z nich da się ustawić samemu nazwę użytkownika, to chociażby na Microsoft Teams dostęp do wszystkich opcji, które są potrzebne jest jedynie dzięki kontu założonemu przez UJ na oficjalne dane. Kilka dni ciągłego patrzenia na mój dednejm na wszystkich zajęciach sprawiło, że po prostu zacząłem się bać na nie wchodzić. Najpierw spóźniałem się, modląc, by prowadzący o nic mnie nie zapytali, a potem zacząłem unikać zajęć ze stresu. Stres był związany z tym, że cały czas miałem widoczny dednejm, nie tylko dla wykładowcy, ale i dla wszystkich obecnych na zajęciach. (Źródło)