Strach się bać

Powiedzieć, że tegoroczne halloweenki na farmie dyniowej NOCE I DYNIE odwołano z przyczyn wizerunkowych, to jak nic nie powiedzieć. Specjaliści od sociali farmy mieli pełne ręce roboty, przepraszając osoby, które mogły poczuć się urażone, później przepraszając za te nieprzeprosiny, a na koniec przepraszając za przepraszanie w ogóle, bo dla niektórych było to oznaką słabości i ulegania kulturze ostracyzmu.
Pierwsze imprezie sprzeciwiły się dyniary. Influencerki w kolabo z jesieniarami (hasztag #jesień) miały w planach sesje zdjęciowe z dyniami, fotobudkę z pumpkin spice latte i analizę kolorystyczną „Jakim typem dyni jesteś”. Tydzień przed imprezą wydały jednak oświadczenie, że banują imprezę (hasztag #ban), na której będzie się dyniować, bo to oznaka braku szacunku dla ich narzędzia pracy. W akcie solidarności imprezę odfollowały wszystkie instanastolatki z okolicy, poza tymi prawdziwie wkręconymi w dyniowanie i startującymi w konkursie na najlepszy halloweenowy lampion (hasztag #lampion).
Gównoburza dość szybko przekroczyła efemeryczne instagranice i dotarła do osób sprzeciwiających się importowaniu amerykańskich zwyczajów do Polski. Zapowiedziały one swój udział w imprezie pod warunkiem zaakceptowania ich przebrań za postacie biblijne (hasztag: #prześladowaniakatolikównieustają). Była to woda na młyn dla pastafarian, którym minimalny nakład sił i jeden nakład durszlaka na głowę wystarczył, by rozpoznano w nich chrystianofobów. Ich pomysłowość docenili za to zero wasterzy i declutterki – do przygotowania kostiumu wykorzystali bowiem to, co mieli już w domu.
Kolejna inba była o hasło „będzie grubo!”, które organizatorzy opublikowali w poście reklamującym imprezę. Na swoim fanpejdżu skrytykowała je fitcelebrytka, oskarżając menedżment NOCY i DYNI o promowanie otyłości. Nie trzeba było długo czekać na oburzenie kliktywistów promujących ciałopozytywność (hasztag #grubancypancja). Nie pomogła płatna współpraca farmy dyniowej z blogerką znaną z postulowania ciałoneutralności – wszyscy uczestnicy awanti poobrażali się na grubo, yyy, to znaczy na amen.
Z pewnością nie taki grobowy nastrój mieli na myśli organizatorzy, pisząc o grobowym nastroju w ofercie imprezy Halloween. Śmieszkując o strachu, nie spodziewali się też, że obleci on ich samych – ryzyko fiaska imprezy było coraz wyższe. Dyniowy menedżment postanowił więc ratować się zapowiedzią happy hour na alkotubki o smaku dyniowym, co rozeźliło nie tylko rodziców, którzy planowali przybyć na imprezę z bombelkami, lecz także członków ruchu #bezalko (hasztag #bezalko). Nie pomógł post o ostatecznym zaniechaniu sprzedaży alkoholu na imprezie i obietnica dodawania alkogogli do mocktaili wszystkim oburzonym tą decyzją.
Organizatorzy uspokajali też, że na imprezie nie będzie aktywistek proabo przebranych za depenalizację aborcji, które zapowiadały straszenie zygotarian, bo i tak na imprezę nie wpuściłoby ich społeczeństwo przebrane za społeczeństwo, które jeszcze nie jest gotowe.
Ostatecznie zakazano niemal wszystkich przebrań, żeby nie obrazić niczyich uczuć. Decyzji tej przyklasnęli oczywiście zero wasterzy z declutterkami. Do udziału w imprezie została dopuszczona tylko garstka osób przebranych za polaryzację, czemu zresztą przyklasnął jakiś trumpista, ale i ci pogryźli się do krwi i nie było już nikogo.
Kaja Kiełpińska