Trolle
Władysław Kopaliński w Słowniku mitów i tradycji kultury podaje, że to niekształtne, przysadkowate, garbate olbrzymy, nieprzyjazne ludziom. Niekiedy mają magiczne moce. Mieszkają w zamkach, nawiedzają okolicę w ciemnościach nocy. Zaskoczone przez światło słońca – pękały albo kamieniały. Takie były we wczesnym folklorze skandynawskim. W późniejszych czasach zmieniły postać – były to karły albo elfy, mieszkające w jaskiniach albo pod ziemią, skłonne do kradzieży, zwłaszcza ludzkich dzieci. Umiały ściągać burze i niepogody, a panie chętnie uwodziły młodych ludzi. Co lub kto? Oczywiście trolle (i trollice).
W kulturze popularnej oswoiliśmy te stworzenia (dzieci bawią się sympatycznymi pluszowymi trollami), ale oswoić chyba się nie dają inne trolle – internetowe. Wyjątkowo paskudne, bo sieją destrukcję. Jątrzą i czerpią przyjemność z grania na ludzkich emocjach. Te trolle i to, co robią, trollując (czyli trollowanie, trolling, trollerka), to działanie o więcej niż jednym wymiarze. Najpaskudniejsze są trolle polityczno-społeczne, zatrudnione na farmach trolli (czyli inaczej: w fabrykach trolli bądź trollowniach). Wybierają ważne sprawy i na zimno, cynicznie manipulują internautami, czy to rozsiewając fałszywe informacje, czy to wywołując internetowe bójki.
Czasami trollowanie przybiera nieco inny wymiar i przypomina raczej robienie niesympatycznych żartów, ośmieszanie kogoś lub czegoś. Ot, po prostu, by ten, kto trolluje (stosunkowo rzadko nazywany trollem), poczuł się lepiej. Celują w tym kilkunastoletni chłopcy, ale i ich starsi koledzy pozwalają sobie na to, by dać upust takim ciągotom. Dla beki strollują nawet najlepszych kumpli.
Bycie ofiarą trolla to nic przyjemnego. I właśnie dlatego chcemy kojarzyć te zjawiska z brzydotą i paskudnym charakterem mitycznych skandynawskich olbrzymów. Myślimy, że najpierw były trolle, a potem trolling. Tymczasem prawda – językowa – jest inna.
I trolle, i trolling przyszły do nas z języka angielskiego, w którym wyraźniej niż w polszczyźnie można dostrzec grę słów. Trolling bowiem to… połów wędą (bo troll nazywa wędę ciągnioną). Czyli: zarzucenie haczyka z przynętą i czekanie, aż się złapie rybka. Zupełnie tak, jak robią trolle internetowe, wrzucając do sieci nieprawdziwe, jątrzące informacje.
Trolling przeszedł do nas z angielskiego w obu znaczeniach: i specjalistycznym, wędkarskim, i w znaczeniu nowym, tym, które kojarzymy z nieetycznymi zachowaniami w internecie. Niestety doskonale się przyjął, co tylko pokazuje, w jakich niespokojnych czasach żyjemy.
Dlatego czasem, by zachować dobre samopoczucie, lepiej przejść do offline’u.
Agata Hącia