Zaparkować temat i połączyć kropki, czyli korpofrazeo
Kalkom językowym poświęcono wiele tekstów w literaturze fachowej i półfachowej, popularnej. Zasadniczo uważa się je za błędy językowe, a mówiąc wprost: wiesza się na nich psy. Charakterystyczne, że ci, którzy to robią, zwykle odnoszą się do kalk składniowych i frazeologicznych, o wiele rzadziej – do słowotwórczych i znaczeniowych.
Jeśli chcemy na kalki ponarzekać – znajdziemy barwną inspirację w dawniejszych tekstach. Na przykład w 1913 r. Czesław Pieniążek w broszurze pt. O lekceważeniu mowy ojczystej tak pisał o germanizmach:
- „Powstały nieporozumienia i przyszło do wojny”. Czemu nic nie przyjechało? No, o co też to do owej wojny przyszło? Aha! To znaczy, że wojna „wybuchła”! I dlaczegoż nie powiedzieć odrazu, a jasno i wyraźnie?
- Stoi w sprzeczności! Ależ: „sprzeciwia się”.
- Postawiono go w stan oskarżenia. Chwast wyrosły w czasach, gdy przywykli do niemieckiego urzędowania sędziowie, zaczęli po polsku urzędować. Należy się wyrażać: „oskarżono go”, lub „poddano oskarżeniu”.
- Ktoś zrobił wielkie oczy. Możnaby sądzić, że tu mowa o malarzu, co na portrecie za wielkie oczy wymalował. A po polsku tak jasno, tak prosto i tak powabnie wyrazić się można w rozmaity sposob, jak oto: „Zdumiał się”, osłupiał”, owładnęło go zdziwienie”.
- Zrobił łaskę. Z czego zrobił? Trzeba powtórzyć, że „zrobić” znaczy wykonać jakiś przedmiot z jakiegoś materyału, a łaski nie zrobi się chyba ani z żelaza, ani ze skory, gdyż łaskę można tylko „wyświadczyć”.
Łatwo zauważyć, że protesty Czesława Pieniążka na niewiele się zdały – wiele kalk szturmem zdobyło polszczyznę. Dlaczego tak się stało? Bo nasi przodkowie, tak jak i my, lubili nowości językowe (choć nie zawsze się do tego przyznawali) oraz ulegali powabowi łatwości: gdy nie trzeba wymyślać niczego nowego, a można zgapić to, co już w jakimś języku jest, trudno się oprzeć… Nie bez znaczenia jest też to, że obiektywnie dominujący język po prostu wpływa na to, co nam wpada w ucho, i bezwiednie słowa, konstrukcje, całe frazy powtarzamy. Czasami się przy tym bawimy, ale zwykle – takie odnoszę wrażenie – nie zauważamy nawet tego, że kalkujemy.
Współcześnie największy wpływ na polski ma niewątpliwie język angielski. Czerpiemy z jego odmiany potocznej, ale również – nie mniej – z odmian specjalistycznych. Na szczególną uwagę zasługuje angielszczyzna korporacyjna. Chyba właśnie ona jest źródłem spotykanych już powszechnie zwrotów zaparkować (temat, pytanie) czy połączyć kropki. W ocenie jednych: niemiłosiernie irytujących, zdaniem innych: odświeżających teksty.
Samo słowo zaparkować (i parkować) zapożyczyliśmy z języka angielskiego już dawno, ale tylko w znaczeniu: ‘zatrzymać pojazd mechaniczny (samochodowy) w miejscu nadającym się do postoju i zostawić go tam przez jakiś czas’. I to znaczenie jest widoczne w zdaniach: zaparkowaliśmy w bocznej uliczce; źle zaparkowany samochód blokował wjazd; często tu parkujemy naszą syrenką. Jak widać, tradycyjne (za)parkować nie obejmuje pojazdów niesamochodowych ani innych rzeczy, w ogóle z transportem niezwiązanych.
Jednak tradycja tradycją, a życie życiem. Zmiany nadeszły. Zaczęło się od parkingów rowerowych, gdzie można zaparkować rower, może niedługo się pojawią parkingi dla hulajnóg.
Angielskie to park jest pojemniejsze znaczeniowo niż polskie parkować, zaparkować, bo ma ogólne znaczenie: ‘zostawić, zostawiać’. Gdybyśmy chcieli dosłownie przetłumaczyć zdanie: she was parked in front of the TV all afternoon, pewnie wyszłoby coś na kształt: zaparkowała się przed telewizorem na całe popołudnie. Z kolei park yourself there next to granny dałoby w kalekiej wersji zaparkuj (się) koło babci. Oczywiście czujemy karykaturalność tych tłumaczeń, dlatego mówimy: przez całe popołudnie siedziała przed telewizorem i usiądź sobie tam, koło babci. Dlaczego w takim razie powtarzamy: zaparkuj temat, parkuję to pytanie niczym rasowe korpoludki? Jakby: odłóż na chwilę ten temat, przemyśl temat; zostawiam was z tym pytaniem; stawiam to pytanie, wrócimy do niego – nie wystarczało.Skalkowana wersja – wiadomo, krótsza; pytanie, czy nie rodzi ryzyka udosłownienia, czy gdy parkujemy pytania, tematy i zadania, nie przyczepiają się do nich koła i hamulce...
Chyba lepszy, tj. mniej ryzykowny pod względem udosłownienia, jest frazeologizm połączyć kropki – kalka angielskiego connect the dots, join the dots o tym samym znaczeniu. Mówimy tak wtedy, gdy – eureka! – skojarzyliśmy kilka faktów i nas olśniło, dzięki czemu możemy coś przedsięwziąć, a przynajmniej podjąć jakąś decyzję. Mamy, co prawda, zabawę dziecięcą w łączenie kropek na papierze, ale chyba to nie przeszkadza, a może nawet pomaga; metafora ma tu czytelną motywację.
Jak więc na koniec dnia (tfu! koniec końców, choć at the end of the day) oceniać kalki? Odpowiedziałabym: rozsądnie.
Agata Hącia