Hulajnogiści są wśród nas (a może hulajnożnicy?)
Odkąd hulajnogi stały się modne, na drogach zaczęło przybywać hulajnogistów – zwłaszcza e-hulajnogistów – czy może hulajnożników lub hulajnogowców? Na razie wśród użytkowników języka nie ma chyba jeszcze zgody co do tego, jak nazwać osobę jadącą (lub jeżdżącą regularnie) na hulajnodze. Wydaje się, że wygrywa hulajnogista, bo tę formę spotyka się najczęściej. Przyrostek -ista (lub -ysta) rzeczywiście tu pasuje, skoro wśród kierujących jednośladami mamy już rowerzystę i motocyklistę. Wymieńmy także hulajnożystę – chociaż to wariant niezbyt częsty, mimo że wymiana g:ż byłaby nawet sensowna (por. nożny, nożyna, nożysko czy nóżka). Za to dość rozpowszechniona jest forma hulajnogowiec, a poza tym całkiem sporo poświadczeń mają określenia hulajnogowicz i hulajnogarz (pojawiają się też oczywiście formy żeńskie, przede wszystkim hulajnogistka, rzadziej hulajnożystka). Ale to nie koniec możliwości – wszak kreatywność słowotwórcza nie zna granic, a w każdym razie nic sobie z nich nie robi. Zdarza się więc spotkać w tekstach na przykład hulajnożnika oraz hulajnogera, z rzadka można się też natknąć na hulajnogersa. Oprócz tego w dyskusjach internetowych pojawiają się jeszcze różne, dość osobliwe czasem, propozycje – choćby takie, jak hulajnogownik, hulajnodżysta, hulajnożca, hulajnojeździec, a także… hulajnog, hulajnóg czy hulajnożec. Ostatnie określenie brzmi trochę groźnie. Cóż, może nawet pasowałoby do kogoś, kto – jadąc hulajnogą – mknie slalomem wśród uciekających w popłochu przechodniów. Trzeba zresztą przyznać, że ogromna większość przykładów ilustrujących użycie omawianych określeń dotyczy – niestety – niebezpiecznych zachowań hulajnogistów: łamania przepisów drogowych, powodowania wypadków czy porzucania hulajnóg w przypadkowych miejscach.
I pomyśleć, że jeszcze całkiem niedawno hulajnoga była jedynie dziecięcą zabawką. Przypominają o tym definicje słownikowe, które od kilkudziesięciu lat opisują ów przedmiot niemal tak samo: według większości słowników języka polskiego, dawnych i współczesnych, hulajnoga to właśnie ‘zabawka’ lub ‘pojazd dziecięcy’. Dowiadujemy się o tym z pierwszej definicji tego określenia (znajdziemy ją w wydanym tuż przed wojną Słowniku języka polskiego pod red. T. Lehra-Spławińskiego) oraz z definicji zamieszczonych w dzisiejszych słownikach (choćby w Uniwersalnym słowniku języka polskiego pod red. S. Dubisza z 2003 r.). To, że hulajnogi są nie tylko dla dzieci i że wcale nie muszą służyć do zabawy, dostrzegły już natomiast słowniki internetowe. Autorzy Dobrego słownika zaznaczają: hulajnoga to dziecięcy (choć nie tylko) pojazd (...). A już Wielki słownik języka polskiego w ogóle nie wspomina o dzieciach i podaje, że chodzi o ‘pojazd mający dwa koła i kierownicę, wprawiany w ruch przez osobę, która stoi na platformie łączącej koła i jedną nogą odpycha się od podłoża’. Tak oto dorośli przejęli niewinną dziecięcą zabawkę, w dodatku – z tego, co widać na drogach i chodnikach – jeszcze niezupełnie się nauczyli, jak z niej korzystać.
Barbara Pędzich