Polubownik jak pan Jourdain
Niemal wszyscy korzystamy z mediów społecznościowych – czytamy posty, czasami je komentujemy, a zwykle tylko zostawiamy pod nimi lajki. Nie każdy jednak zapewne wie, że klikając znaczek z kciukiem uniesionym w górę, staje się polubownikiem. Jest więc jak Molierowski pan Jourdain, który nie wie, że mówi prozą – polubownik bowiem to osoba, która „polubia” jakiś post lub jakąś stronę w serwisie społecznościowym. Co ciekawe, słowo to istniało w polszczyźnie na długo, zanim ludzkość wynalazła internet – polubownika rejestruje słownik języka polskiego wydany na początku XX wieku (tzw. słownik warszawski) w znaczeniach ‘sędzia polubowny, rozjemca’, ‘amator, miłośnik, zwolennik, wyznawca’. Mamy tu więc do czynienia z wyrazem, który wyszedł z języka, by wrócić do niego w nowym wcieleniu. Niektórzy polubownika nazywają lajkerem, bo też polubianie to inaczej (chyba częściej) lajkowanie. Lajker jednak może budzić nieprzyjemne skojarzenia, gdyż przywołuje na myśl hejtera, choć przecież nazywa wykonywanie czynności będącej przeciwieństwem tego, co oznacza hejtowanie.
Jako się rzekło, polubownik (lajker) polubia jakieś posty czy strony. Prawie niezauważalnie powstał nam nowy czasownik: polubiać. Wbrew pozorom nie jest to forma znanego od wieków polubić, lecz zupełnie nowy wyraz (czasownik niedokonany, podczas gdy polubić jest dokonany) oznaczający właśnie „dawanie lajka”. Przy okazji ukształtowało się nowe znaczenie polubić – ‘dać lajka’ (bo przecież to w zdaniu W ciągu godziny ten komentarz polubiło tysiąc osób nie mamy do czynienia z tym samym polubić, które występuje w zdaniu Polubił ją od razu). Polubianie to też lajkowanie – i choć lajker raczej nie chce się przyjąć na dobre, to lajkowanie już zaakceptowaliśmy do tego stopnia, że rejestruje je Wielki słownik ortograficzny PWN.
Lajkować, polubiać, polubownik i lajker to słowa odnoszące się (w różny sposób) do dawania „łapki w górę” (czyli lajka). Oprócz lajków są inne znaczki sygnalizujące reakcje na jakiś tekst – „łapka w dół”, serduszko, śmiech, zdziwienie, złość czy współodczuwanie. Nie stworzyliśmy jednak nazw ani tych emotikonów, ani czynności z nimi związanych (może z wyjątkiem upvote – ‘dawać łapkę w dół’), ani osób, które ich używają. Okazuje się więc, że nie jest tak (jak się powszechnie sądzi), że jeśli pojawia się jakiś nowy element rzeczywistości, to musi się pojawić słowo, które się do niego odnosi. Zapewne nie poradzilibyśmy sobie w świecie, gdybyśmy musieli nazwać wszystko, co w nim istnieje – nie jest więc prawdą, że wszystko musi być ponazywane. A jeśli coś już zostało nazwane, to część z nas nie zdaje sobie z tego sprawy i jest tak jak pan Jourdain – nie wie, że mówi prozą.
Katarzyna Kłosińska