Nasze problemy przez pryzmat… jedzenia
Nowe słownictwo poświęcone jedzeniu opisuje nową rzeczywistość, która nas otacza. Pisaliśmy już o tym, że pojawiają się nazwy nowych potraw, napojów, narzędzi i naczyń do ich przygotowywania i podawania, a także automatów i innych obiektów, w których się je sprzedaje. Wspominaliśmy również, że jest to pole tematyczne ważne kulturowo (a nawet biologicznie), a więc także – ważne językowo. Świadectwem otwierania się Polaków na nowe kuchnie świata, na nowe smaki są rozpowszechniające się w polszczyźnie zapożyczenia z języków orientalnych nazywające nowe potrawy, których wcześniej być może nie mieliśmy okazji czy chęci spróbować. Dowodem tego, że jedzenie to coś, co można sprzedawać (i chyba nieźle na tym zarabiać), są nowe nazwy automatów do sprzedawania… niemal czegokolwiek, co da się zjeść lub wypić.
Jednak neologizmy związane z jedzeniem nie tylko pokazują rzeczywistość, nie tylko nazywają artefakty wokół nas. Najnowsze słownictwo z tego obszaru opisuje i ocenia także nas samych, zwraca uwagę na nasze upodobania, obsesje, a może nawet lęki. Wspominaliśmy o tym, że wiele nowych wyrazów wskazuje na to, co lubi człowiek – mateista i mateistka lubią pić yerbę (czyli precyzyjniej – yerba mate), a żartobliwie można nazwać ich yerbopijcami lub yerboholikami. Dowody na to, że dieta we współczesnej kulturze staje się sposobem życia, a może nawet „nową religią” znajdziemy w liczbie neologizmów nazywających nie tylko typy diet, lecz także określone sposoby odżywiania się (o tym było tutaj i tutaj).
Ale rzeczywistość to nie tylko sukcesy na diecie pudełkowej i środkach diuretycznych (oczywiście minus 25 kilo), a od czasu do czasu – radowanie się dekadenckimi smakami w ramach homingu, kuchni molekularnej czy food pornu. Rzeczywistość to także problemy, porażki, upadki i obsesje. I świadectwa tej strony człowieka również odnajdziemy w słownictwie najnowszym.
Na przykład jedzenioholik oraz jedzenioholiczka to nie żartobliwe słówka na foodie czy foodisa, który uwielbia gotować i próbować nowych smaków. Jedzenioholizm to wszakże jednostka chorobowa związana z kompulsywnym objadaniem się z przyczyn psychologicznych. W podobnej sferze pozostaje feederyzm, czyli nazwa praktyki seksualnej polegającej na przesadnym dokarmianiu partnerki, tak żeby stała się ona możliwie najbardziej otyła, a więc także niesamodzielna i zależna od partnera (feedera, wypasacza).
Na przeciwnym biegunie można by umieścić słowa związane z anoreksją oraz bulimią. Oczywiście te nazwy chorób we współczesnej polszczyźnie trudno chyba uznać za neologizmy. Zdecydowanie nowsze są ich określenia ana (Ana) i mia (Mia) – angielskie imiona żeńskie rozpowszechnione przez ruchy pro-ana oraz pro-mia, które propagują anoreksję i bulimię jako styl życia (!). W tym sposobie widzenia rzeczywistości pojawia się metaforyzacja choroby, która nie jest widziana jako zagrożenie, ale właśnie jako substytut bliskiej osoby, „wymagająca przyjaciółka”, oczekująca od nas katorżniczej pracy nad sobą, podjęcia nadludzkiego wysiłku, ale nagradzająca zgubionymi kilogramami i wspierająca w „dążeniu do doskonałości”. Poddające się jej dziewczyny same siebie określają (i bywają określane) mianem przyjaciółek any i porcelanowych motyli/ motylków (wyrażenie również oparte na czytelnej metaforze związanej z delikatnością, eterycznością, ulotnością).
Anoreksja coraz częściej dotyka zresztą nie tylko młode dziewczyny. Manorektyk to mężczyzna cierpiący na anoreksję (zwaną także czasem manoreksją). Pojawiają się tutaj zresztą także inne zaburzenia o podłożu psychologicznym i/lub biologicznym. Alkoreksja (drunkoreksja) to choroba będąca połączeniem anoreksji i alkoholizmu – kolejne posiłki zastępuje się alkoholem, który pozwala przezwyciężyć głód, czy też o nim zapomnieć. Z kolei diabulimia (połączenie cukrzycy oraz bulimii) wiąże się z tym, że chory pomija dawki insuliny, żeby schudnąć.
Wydaje się, że swoistym podsumowaniem tych zaburzeń mogłoby być słowo ortoreksja (i związane z nim ortorektryk oraz ortorektyczka) – nazwa innego zaburzenia pierwotnie opisywanego przez psychologię, a w języku ogólnym dziś oznaczającego po prostu obsesję na punkcie zdrowego odżywiania się, podporządkowywanie jedzeniu (i treningowi) całego życia, także relacji z ludźmi. Wiąże się to zresztą z innym zjawiskiem charakterystycznym dla naszej kultury: dążeniem do piękna, fizycznej doskonałości za wszelką cenę i obsesją, swoistą apoteozą ciała, które zostaje wyniesione na piedestał.
W sumie być może nie ma w tym niczego złego. Źle chyba jest dopiero wtedy, kiedy poza ciałem na nic innego nie ma już miejsca.
Zrobiło się poważnie… Bo poważny jest temat. A rzeczywistość czasem staje się bardzo realna.
Jarosław Łachnik