Ciągle głodni? Bo my jeszcze o jedzeniu…
Ostatnio wspominaliśmy, że jedzenie stanowi ważną część naszego życia i liczący się aspekt naszej kultury. Oczywiste, że znajdzie to swoje odzwierciedlenie w języku. Coś i z czegoś musimy jeść oraz pić, oczywiste więc, że takie słowa będą się pojawiały w języku. Jednak najnowsza leksyka związana z jedzeniem pokazuje jeszcze inne jego aspekty. O ile „tradycyjne”, „zakorzenione” słowa dotyczące jedzenia nazywają elementy rzeczywistości istniejące niejako obok człowieka – co prawda w jego pobliżu, ale jednak poza nim (np.: łosoś, śniadanie, talerz, serdelek, szynka, pomidor, bigos), o tyle słowa nowe w dużo większym stopniu odnoszą się do człowieka, określanego przez pryzmat tego, co je, co lubi, chce i (nie) może jeść, a zatem dużo wyraziściej go opisują oraz charakteryzują.
Wśród tych wyrazów najbardziej rzucają się w oczy słowa nazywające człowieka ze względu na to, co lubi jeść oraz pić. Są to w dużej mierze leksemy potoczne i żartobliwe. Jeśli lubię lody, jestem lodożercą. Skoro objadam się chlebem czy czekoladą, można nazwać mnie chlebożercą i czekoladoholikiem. Z pasją jem sushi, prawdziwy więc ze mnie sushiżerca. Pasjami piję yerba mate jak na mateistę oraz yerbopijcę przystało. Gdyby zdarzyło się tak, że wówczas gdy wyjeżdżam za granicę lub w inny region Polski, próbuję lokalnych potraw, mogę określić się mianem gastroturysty. Jeśli z kolei staram się jeść tylko zdrowe produkty pochodzące przede wszystkim z okolic, w których mieszkam, jestem locavore. A jeśli po prostu lubię jeść, dużo wiem o jedzeniu, umiem je przygotowywać, tworzę nowe pyszne potrawy, to prawdziwy ze mnie foodie!
Czasem są to również wyrazy bezpośrednio określające nie tyle człowieka, ile czynności, które wykonuje. Jeśli przygotowuję lub piekę ciasta i ciastka, mogę powiedzieć, że ciastkuję lub nawet ciasteczkuję. Czasem nawet tortuję, piekąc torty. Jeśli piję ze znajomymi herbatkę, żeby się wyczilować, to herbatkuję. Jeśli herbatkę zastąpię kawą, mogę powiedzieć, że uprawiam kawing. A może w weekend, zamiast wyjeżdżać czy zajmować się rozrywkami w (na) mieście, wolę posiedzieć z rodziną w domu, wspólnie coś porobić, a także razem ugotować coś, co wszystkim nam będzie smakowało – oto istota homingu.
Niekiedy jedzenie staje się stylem życia, sposobem postrzegania rzeczywistości. Freeganin żywi się tym, co wyrzucił ktoś inny, ponieważ bliski jest mu antykonsumpcyjny styl życia i nie zgadza się na marnowanie jedzenia, podczas gdy w wielu miejscach z głodu umierają ludzie. Frutarianin zjada owoce, które spadły z drzewa, gdyż nie chce go niszczyć ani narażać na cierpienie. Fleksitarianin czasem zjada mięso, ale stara się zminimalizować jego spożycie, pewnie także dlatego, że zależy mu na środowisku. Solarianin próbuje ograniczyć jedzenie, ponieważ wierzy, że energię można czerpać również z promieni słonecznych.
Pastafarianin zaś… W sumie co robi pastafarianin? Można powiedzieć, że wykorzystuje pewien rodzaj makaronu, by w dobitny sposób pokazać swoje poglądy…
Tak oto dieta przeradza się we współczesną religię… Psychologowie i socjolodzy mieliby tu coś do powiedzenia nie tylko pół żartem, pół serio. I im to zostawmy.
Jarosław Łachnik