Z czym to się je? I gdzie?
Dziś będzie o jedzeniu, a raczej o nowych nazwach miejsc, w których można coś zjeść. Tym razem mogą odetchnąć ci, których złoszczą wszędobylskie anglicyzmy. Co prawda wśród nazw różnych lokali faktycznie ich nie brakuje (wszędzie te cocktail bary, drink bary, sushi bary…), ale prześcigamy się też w tworzeniu nazw rodzimych, brzmiących bardziej swojsko. Czasem wymyślamy je trochę na zapas – jakbyśmy nie byli pewni, która z nich będzie w sam raz. Dlatego pierogi można zjeść nie tylko w pierogarni, lecz także w pierogowni, pierogerii lub pierożarni. Z kolei wielbiciele kebabu (czy, jak częściej słychać, o zgrozo: kebaba) nie muszą wcale śpieszyć do kebab barów, bo są jeszcze przecież kebebiarnie, kebownie i kebaberie. Zresztą nie trzeba się ograniczać do lokali wyspecjalizowanych w przyrządzaniu konkretnej potrawy, można też spontanicznie wyskoczyć na lunch – do lunchowni lub luncharni.
Sporym wzięciem cieszą się, jak widać, przyrostki -arnia, -ownia i -eria. Pierwszy z nich to słowotwórczy pewniak, od dawna tworzący podobne słowa, takie jak kawiarnia, herbaciarnia czy piwiarnia. Zdaje się jednak, że starsze nazwy – zwłaszcza te, które i dziś są dobrze znane – odnoszą się częściej do zamawianych w tych lokalach napojów (np. kawy, herbaty, piwa). Ale są też wśród tych nazw określenia wskazujące na rodzaj podawanych dań: słowniki notują m.in. takie rzeczowniki, jak plackarnia czy szaszłykarnia. Dodajmy, że niektóre z podobnych słów są wieloznaczne, mogą nazywać zarówno lokal, w którym kupuje się jakieś produkty, jak i zakład, w którym się je wytwarza – np. lodziarnia to lokal z lodami albo wytwórnia lodów.
Ciekawe, że pewne „-arnie” będące wcześniej nazwami zakładów spożywczych odnoszą się dziś także do restauracji. Miłośnicy kuchni włoskiej mogą się na przykład wybrać do makaroniarni – kiedyś określało się tak tylko wytwórnię makaronu, dziś coraz częściej jest to też restauracja oferująca makaronowe specjały (por. menu nowej makaroniarni). Podobnie stało się być może z ciastkarnią – według starszych słowników to ‘sklep z ciastkami, wytwórnia ciastek’, ale już we Współczesnym słowniku języka polskiego ciastkarnia to przede wszystkim ‘lokal, w którym można kupić na wynos lub zjeść na miejscu ciastka, lody i inne słodkie wyroby’ (wcześniejsze znaczenie WSJP notuje na drugim miejscu). Nawet dalej zaszły sprawy z czekoladziarnią – dziś jedyne znaczenie podane we wspomnianym wyżej słowniku to ‘lokal, w którym pija się czekoladę i jada różne przekąski’, choć w u Doroszewskiego czekoladziarnia (a także czekoladownia) oznacza jeszcze ‘dział fabryczny wytwarzający czekoladę’.
Mamy również nowe -arnie – choćby zupiarnię, kanapkarnię, czy nawet hummusiarnię. Niektórych bawi (a innych irytuje) susharnia, niosąca żartobliwą aluzję do starej dobrej suszarni ‘miejsca, w którym coś się suszy’. Pojawiają się też nowe -ownie, np. burgerownia (synonim dawniejszej hamburgerowni), a także falafelownia czy ramenownia.
W niektórych miejscach lubimy nie tylko coś zjeść, ale po prostu spędzić tam trochę czasu, może nawet nieco popracować. Niektórzy godzinami przesiadują w ulubionych kawiarniach – i to pewnie oni zainspirowali twórców nowego typu lokali, zwanych antykawiarniami. W antykawiarni kawę dostaniemy za darmo, wolno nam nawet przynieść własne ciasto. Za co się więc płaci? Za czas, który tu spędzimy – czy to na kawingu, czy na coworkingu. W końcu czas to pieniądz, dosłownie.
Barbara Pędzich